Pertraktacje
: 2013-09-07, 22:39
Muzyka
Burza piaskowa coraz mocniej uderzała w mury miasta, zmuszając mieszkańców do chowania się w swoich domach, a nieprzyjemne, metaliczne zgrzyty z pustkowi raz przeszywały wasze uszy, a raz cichły kompletnie. Jedno było pewne - zbliżały się do miasta. Znowu. Co chwila można było odnieść wrażenie, że a to zbliżały się, a to oddalały. Niczym paskudne stwory stworzone z metalowych ostrzy, które podchodziły pod mury, rozglądały się i szły dalej, niezainteresowane zupełnie Wast City. Niczym warczące ciężarówki, robiące kółka wokół miasta, a potem jadące w siną w dal, bo nigdy nie miały zostać wpuszczone do środka.
Nagle, pośród zamieci i piachu oczy strażników przykuł samotny motor, zmierzający ku bramie Virgo.
Siedział na nim mężczyzna w okularach o łysej głowie, którego nogi wyglądały na dziwnie sztuczne. Część twarzy zasłonił swoją jaskrawozieloną kurtką. Prowadzenie motoru jedną ręką w zamieci piaskowej najwyraźniej nie sprawiało mu problemu. Gdy podjechał bliżej, wyjął megafon i zawołał ku murom:
-Nazywam się Sarkozy! Przybyłem by pertraktować w imieniu Anarky!
Burza piaskowa coraz mocniej uderzała w mury miasta, zmuszając mieszkańców do chowania się w swoich domach, a nieprzyjemne, metaliczne zgrzyty z pustkowi raz przeszywały wasze uszy, a raz cichły kompletnie. Jedno było pewne - zbliżały się do miasta. Znowu. Co chwila można było odnieść wrażenie, że a to zbliżały się, a to oddalały. Niczym paskudne stwory stworzone z metalowych ostrzy, które podchodziły pod mury, rozglądały się i szły dalej, niezainteresowane zupełnie Wast City. Niczym warczące ciężarówki, robiące kółka wokół miasta, a potem jadące w siną w dal, bo nigdy nie miały zostać wpuszczone do środka.
Nagle, pośród zamieci i piachu oczy strażników przykuł samotny motor, zmierzający ku bramie Virgo.
Siedział na nim mężczyzna w okularach o łysej głowie, którego nogi wyglądały na dziwnie sztuczne. Część twarzy zasłonił swoją jaskrawozieloną kurtką. Prowadzenie motoru jedną ręką w zamieci piaskowej najwyraźniej nie sprawiało mu problemu. Gdy podjechał bliżej, wyjął megafon i zawołał ku murom:
-Nazywam się Sarkozy! Przybyłem by pertraktować w imieniu Anarky!